Historia hodowli koni ujeżdżeniowych w pigułce
Obraz hodowli współczesnych koni ujeżdżeniowych to coś, na co pracowały całe pokolenia. Jak to się właściwie zaczęło?
To ciekawe, że rozwój hodowli koni sportowych, pomimo lokalnych wpływów, opiera się na podobnym systemie, który obejmuje całą Europę. Kraj po kraju powtarzał się pewien wzór. Początkowo dobierano lepsze konie do celów militarnych lub rolniczych, bo taka była potrzeba. Stopniowo rola konia w tych dziedzinach malała. Rozkwitały natomiast sporty jeździeckie i w wielu głowach rodziła się podobna myśl: wyhodować zwycięzcę danej dyscypliny. Porównując konie startujące w Igrzyskach Olimpijskich w latach 50. oraz współcześnie nie sposób nie zauważyć, że wyobrażenie ideału ulegało zmianie. Biomechanika konia przekształca się do tego stopnia, że właściwie przekracza dawniej postawione granice. Kiedy przyjrzymy się sukcesom odnoszonym przez konie ujeżdżeniowe, wyhodowane w ostatnich latach specjalnie do tego celu, możemy odnieść wrażenie, że czynnik ludzki to za mało. Przez głowę może przemknąć hipoteza, że niektórych koni dotknęła „ręka boska”.
Program dowolny do muzyki w wykonaniu Hansa Petera Minderhouda i konia GLOCK’s Flirt (2016).
Przejazd olimpijski (1964).
Wszystko zaczyna się od lokalizacji
Powtarzający się wzór wyglądał następująco: państwo sponsorowało zakup ogierów, które przechodziły przez pewien system ocen. Następnie ogiery te udostępniano lokalnym hodowcom, którzy wybierali jedną lub dwie ze swoich klaczy do zapłodnienia. Taka procedura utrzymywała się jeszcze w latach 80.
Miejsce skupiające hodowców tętniło życiem. Oprócz tego, co oczywiste, było to również miejsce wielu spotkań towarzyskich. Imprezy organizowali starzy przyjaciele, którzy dawno nie mieli okazji do wspólnego wzniesienia szklanki. Tymczasem ich klacze, jedna po drugiej, były podstawiane ogierowi. W tamtym momencie hodowlanej historii byli zmuszeni do przywożenia klaczy w wyznaczone miejsce. Sam transport był zresztą nieco prymitywny – konie często przyjeżdżały do miejsca docelowego w klatkach przyczepionych do ciągników. Nic dziwnego, skoro stopy naciskające pedał gazu były odziane w chodaki. Na nasienie mrożone wszyscy zainteresowani musieli poczekać jeszcze kilka lat.
Pokolenie za pokoleniem, wszystkie klacze podchodziły do tych samych ogierów. Skoro ogier okazał się skuteczny przy jednej z nich, było duże prawdopodobieństwo, że przy reszcie będzie tak samo. Do krycia przystępowały wszystkie ogiery. Nawet te najmniej atrakcyjne miały szansę, żeby pokazać swój potencjał w następnym pokoleniu.
Chociaż rzeczony schemat powtarzał się w nieco odbiegających od siebie formach, zawsze prowadził do spełnienia tego samego założenia. Koń miał być dobrze zbudowany, zdolny do ciągnięcia pługu lub całej rodziny w powozie, ale wciąż miał być przyjemny w pracy pod siodłem. Preferencje hodowców wahały się od lżejszego typu konia do użytku w wojsku do ciężkiej bestii, której właściciel trudnił się pracą na roli. Tak naprawdę pomysł na hodowanie koni z przeznaczeniem do ujeżdżenia jest stosunkowo świeżym wynalazkiem.
Ogier ujeżdżeniowy
Przez pewien czas mogło się wydawać, że to Szwedzi są odpowiedzialni za inicjatywę hodowania koni ujeżdżeniowych. Gaspari, który urodził się w 1949 roku, zapoczątkował koncepcję funkcjonowania ogiera, który przez geny rodziców łączył potencjał do hodowli i do startów w konkursach. Dwukrotnie wziął udział w Igrzyskach Olimpijskich (w 1960 i 1964 roku) jako koń jednego z członków szwedzkiej reprezentacji. Później przypomniał o sobie jako ojciec złotego medalisty IO z 1972 roku, konia Piaffe, a także wielu innych koni startujących na poziomie Grand Prix.
Gaspari był dziadkiem zwycięzcy Pucharu Świata z 1988 roku, pojawił się w rodowodzie od strony matki – Gaugin de Lully. Jego imię możemy znaleźć również w drzewie genealogicznym konia Briar. Właściwie nie da się ocenić wpływu tego konia na współczesną hodowlę koni ujeżdżeniowych. W ostatnich latach zdaje się jednak, że Szwedzi zgubili tę początkowo obraną drogę prowadzącą do hodowli świetnych koni ujeżdżeniowych. Być może wynika to z tendencji występującej w hodowli, która jednak zmierza ku dyscyplinie skoków.
W Hanowerze wiele osób uważa Woermanna za pierwszego rozpłodowego ogiera ujeżdżeniowego, urodzonego w 1971 roku. Jego bardzo ważne potomstwo, które miało nie mniejszy wpływ na rozwój ujeżdżenia w tamtym okręgu, urodziło się w 1976 roku – Wenzel – oraz 1977 roku – World Cup. W latach 80. zaczął się prawdziwy rozkwit, a wszystko za sprawą przekazywania odpowiednich genów dalej. Na świat przyszli synowie World Cupa – Warkant (1983 rok) i Weltmeyer (1994 rok).
W sąsiedztwie – w Oldenburgu – w 1981 roku urodził się Donnerhall, którego imienia nikomu nie trzeba dzisiaj przedstawiać. Należał on do ujeżdżeniowej „trójki wspaniałych” WDR – Weltmeyer/Donnerhall/Rubinstein. Donnerhall stał się wyznacznikiem tego, jaki powinien być koń (w wielu znaczeniach tych słów). Ogier ten był uczestnikiem i medalistą Mistrzostw Świata. Był również klejnotem koronnym stajni Grönwoldhof. Już na samym początku swojej hodowlanej kariery przyczynił się do stworzenia prawdziwej gwiazdy – Don Primero, który przez wiele lat był reproduktorem najwyższej klasy. Zwiastował również nadejście współczesnych trendów. Jednym z nich była istotność klasy młodych koni (był zwycięzcą Bundeschampionate). Za sprawą jego eksportu do Szwecji Skandynawia wyłoniła się jako duża siła pchająca hodowlę koni ujeżdżeniowych do przodu. Stanowił też swego czasu w stajni Paula Schockemöhle.
Po tym jak związek westfalski przyznał licencję Rubinsteinowi (urodzonemu w 1986 roku), związek oldenburski szybko poszedł w jego ślady. Rubinstein był jednym z tych koni, których kariera sportowa powiązała się z potencjałem hodowlanym. Wygrał bowiem znaczną ilość konkursów Grand Prix i był kandydatem do wstąpienia na pokład niemieckiej reprezentacji.
Sukces Florestana w Westfalii, który jest równolatkiem Rubinsteina, udeptał ścieżkę dla Furioso, który powrócił na rynek niemiecki jako ujeżdżeniowy reproduktor.
Wpływ koni trakeńskich
W tym momencie rozważania powinniśmy wziąć pod uwagę wpływ koni, które nigdy nie miały wiele wspólnego z rolnictwem, czyli koni trakeńskich. Spójrzmy wstecz na niemieckich złotych medalistów z 1936 roku: trakeński Kronos przypomina jedną z bardziej nam współczesnych gwiazd czworoboków, Totilasa.
Konie trakeńskie ciągle odgrywały ważną rolę w hodowli gwiazd czworoboków, ale ponieważ w latach 50. i 60. hodowcy skupili się na wyglądzie zamiast na cechach użytkowych, wartość tych koni uległa zmianie.
Weltmeyer jest od klaczy po Absatz, ten z kolei jest synem Abglanza, jednego z trakeńskich „uchodźców” ze wschodu. Miał on bardzo duży wkład w procesie odsuwania koni hanowerskich od rolnictwa i kierowania ich w stronę nowoczesnego jeździectwa. Dr Bade, dyrektor Celle w latach 1979-2007 powiedział, że według jego odczuć pojawienie się koni trakeńskich było jednym z ważniejszych punktów jego kadencji. Miało wówczas miejsce odstrzeliwanie niepotrzebnych koni na masową skalę ze względu na zanik gałęzi rolnictwa w gospodarce. Ilość klaczy zmalała z 30.000 (stan z 1948 roku) do 6.500 (1963 rok). Równomiernego wzrostu populacji konie hanowerskie doczekały się z racji ich użytkowania w sporcie.
Księga stadna KWPN była w czołówce ujeżdżeniowych rankingów w 2010 roku za sprawą sukcesów pięciu koni, z czego trzy miały korzenie trakeńskie: Totilas i Painted Black, obydwa po Gribaldi, a także Nadine po Partout, przy czym oba te ogiery startowały na poziomie Grand Prix.
Rola koni pełnej krwi angielskiej
Sukces konia hanowerskiego jako ujeżdżeniowca był mocno wspierany przez Hansa Joachima Köhlera (1917-1997), którego działania i udział w aukcjach miały dużo wspólnego z tworzeniem sylwetki współczesnego hanowera. Köhler zorganizował pierwszą aukcję w Verden w 1949 roku. Odszedł na emeryturę w 1984 roku – wówczas był odpowiedzialny za 70 podobnych aukcji.
Podobnie jak koń trakeński, koń pełnej krwi angielskiej był niesamowicie ważnym ogniwem w łańcuchu, który tworzy dzisiejsze ujeżdżenie, zresztą podobnie jest w przypadku dyscypliny skoków oraz WKKW. Köhler lubił konie z gorącą krwią – w czasie aukcji najbardziej wpadały mu w oko te dziarskie i wyraźnie ożywione.
W 1950 roku proporcje krwi folblutów spadły do 1,8% w całej populacji koni hanowerskich. W 1965 roku 6,9% spośród 160 ogierów w Celle było końmi czystej krwi angielskiej, a w 1975 roku odsetek ten wzrósł do 11%.
Tendencja wzrostowa domieszki angielskiej krwi w rodowodzie danego konia kierowała się coraz bardziej w stronę koni ujeżdżeniowych. Florian Sitzenstock z Uniwersytetu w Goettingen obserwował wzrost wpływu folblutów w hodowli koni hanowerskich od 1985 roku. Doszedł on do paradoksalnego wniosku: podczas gdy odsetek koni spłodzonych przez konie pełnej krwi (lub chociaż półkrwi) malał, wzrastał odsetek koni hanowerskich, w których żyłach płynęła angielska czysta krew.
Analiza rodowodów 217,475 hanowerskich źrebiąt urodzonych w latach 1980-2006 pozwoliła na wskazanie średnich proporcji domieszki krwi folblutów w drzewach genealogicznych tych koni. Okazało się, że źrebaki najczęściej miały 23% krwi koni pełnej krwi angielskiej, przy czym w roku 1980 odsetek ten wynosił 20%, a w 2006 roku 25%. W tym okresie zmalał również odsetek koni, które nie miały żadnego folbluta w rodowodzie. Odnotowano spadek z 40% do 4%.
Ocena hodowlana pokazuje, że proporcje krwi folblutów mocno wiążą się z potencjałem w startach, zarówno w ujeżdżeniu, jak i skokach (chociaż dla skoczków pokrewieństwo z folblutami musi być głębiej zakorzenione). Wzrastająca proporcja krwi anglików pozytywnie wpływa na jakość hodowli koni ujeżdżeniowych, natomiast źle się odbija na skoczkach.
Wyspecjalizowany trener ujeżdżenia
Innym czynnikiem (wcześniej niewspomnianym) hodowli i sukcesów wpisanych do ksiąg stadnych wraz z imionami poszczególnych koni jest udział odpowiednich trenerów i jeźdźców. W tym przypadku Köhler przyjął postawę proaktywną. Jego drużyna do zadań specjalnych związanych z aukcjami potrafiła bezbłędnie zaprezentować konie. Jeźdźcy prezentujący wierzchowce pod siodłem często wybierali dalszą drogę kariery i obejmowali stanowiska trenerów, propagujących dyscyplinę ujeżdżenia i otwierających zupełnie nowy rynek, który ciągle nabiera na znaczeniu – rynek młodych koni ujeżdżeniowych. Z osób zajmujących się aukcjami, a później szeroko pojętym treningiem ujeżdżeniowym, wyłonili się Ulli i Bianca Kasselmann (których stajnia w kwestii sprzedaży koni ujeżdżeniowych wciąż sięga najwyższych standardów), a także eksperci zajmujący się głównie młodymi końmi, tacy jak Holga Finken, Ulf Möller, Hans-Heinrich Meyer zu Strohen.
W Holandii wyłania się inna grupa wysoko wyspecjalizowanych trenerów ujeżdżeniowych i tam także wzrasta liczba młodych koni z predyspozycjami i dobrym startem pod siodłem, dzięki czemu ten naród prężnie rozwija się w omawianej dyscyplinie jeździectwa i stanowi jeden z ważniejszych punktów dresażu na arenie międzynarodowej. Młode konie trenuje się krótko i wypuszcza na rynek celem sprzedaży. Takie działania są bardzo korzystne dla przemysłu ujeżdżeniowego. Czy są również pozytywne dla młodych koni – to niektórzy poddają dyskusji.
Matka natura czy ojciec hodowca?
Jeśli podwaliną sukcesu w ujeżdżeniu jest genetyka (na co mogłoby wskazywać wiele tekstów o hodowli), to opisana niżej klacz jest najbardziej zasłużoną matką hodowlaną wszech czasów.
Klacz, o której mowa, Devisa, wywodzi się z linii ogiera czystej krwi angielskiej, Diego, oraz prawnuczki wspaniałego westfalskiego skoczka – ogiera Polydor. Nikomu nie przyszłoby do głowy, jak ogromne predyspozycje niesie ze sobą ten rodowód.
Devisa jest w posiadaniu trenera i jeźdźca ujeżdżenia, Wolframa Wittiga, który wyhodował całe pokolenia źrebiąt urodzonych właśnie przez Devisę. Ojcem tych źrebaków był Breitling, odnoszący sukcesy w sporcie. Klacz Baldessarini, urodzona w 1999 roku, zakwalifikowała się do Bundeschampionate jako pięcio- i sześciolatka (uzyskała kwalifikację na Nürnberger Burg-Pokal i Mistrzostwa Świata Młodych Koni). Dziś startuje w konkursach rangi Grand Prix.
W następnym roku na świat przyszedł ogier Brioni W, który również uzyskał kwalifikację na Bundeschampionate w wieku lat sześciu (Nürnberger Burg-Pokal). Podobnie jak Baldessarini jest koniem na poziomie Grand Prix. Kolejny ogier, Bertoli W, urodzony w 2002 roku otrzymał kwalifikację do czempionatów danego regionu jako trzylatek, pięciolatek i sześciolatek, a także na Mistrzostwa Świata Młodych Koni jako koń pięcio- i sześcioletni. Oczywiście w tej chwili startuje w konkursach Grand Prix. Wałach Balmoral z 2003 roku będąc pięcio- i sześciolatkiem również dostał się na mistrzostwa danego regionu (Nürnberger Burg-Pokal). Podobny sukces w wieku pięciu lat odniósł ogier Baron de Ley.
Podczas CDI3* w Vidauban w Grand Prix Dressage (marzec 2011) trójka rodzeństwa (o pełnym pokrewieństwie) konkurowała ze sobą w tej samej klasie. Wszystkie te konie miały w rodowodzie ogiera Breitling W, syna Devisy. Uplasowały się na następujących pozycjach: Bertoli W (z 2002 roku) na miejscu 6, Biagotii WW (urodzona w 2000 roku) na miejscu 8, a Brioni W (z roku 2001) na pozycji 22.
Czy w kwestii chodów konia i wykonywania przez niego konkretnych elementów na czworoboku są w ogóle jakieś granice? Trudno powiedzieć. To, co kiedyś wydawało się niedoścignioną doskonałością dzisiaj okazuje się czymś, co można osiągnąć. Coraz większa ilość „dziesiątek” pojawia się na kartach ocen, dzięki czemu co jakiś czas jest ustanawiany nowy światowy rekord – w tej chwili należy on do Charlotte Dujardin oraz Valegro i jest równy 94,300%. Niezależnie od tego, jak zmienia się ujeżdżenie, należy pamiętać o jednej rzeczy – niezmiennie jest subiektywne.
Rekordowy przejazd Charlotte Dujardin i Valegro.
Źródła zdjęć: http://goo.gl/lNNCyr, http://goo.gl/qEE458, http://goo.gl/YEZkHx, http://goo.gl/WY9Quw, http://goo.gl/c6YniO.