Mroczek, Marcych, Martini – wywiad z Beatą Stremler
Niedawno dowiedzieliśmy się, że zapadła decyzja o emeryturze tego jednego z najbardziej znanych koni ujeżdżeniowych w Polsce. Olimpijski koń Beaty Stremler i pierwszy, z którym zaczęła odnosić sukcesy na międzynarodowych arenach i z którym zawalczyła o tytuł Mistrza Polski, już nigdy nie wystartuje w zawodach. Jaki był „Marcych”, czyli Martini? Powspominajmy wraz z Beatą!
Niedawno dowiedzieliśmy się, że zapadła decyzja o emeryturze tego jednego z najbardziej znanych koni ujeżdżeniowych w Polsce. Olimpijski koń Beaty Stremler i pierwszy, z którym zaczęła odnosić sukcesy na międzynarodowych arenach i z którym zawalczyła o tytuł Mistrza Polski, już nigdy nie wystartuje w zawodach. Jaki był „Marcych”, czyli Martini? Powspominajmy wraz z Beatą!
Dressage: Czym została podyktowana decyzja o emeryturze Martiniego?
Beata Stremler: Martini był już od około roku na emeryturze w mojej stajni. Niestety kontuzja nabyta w 2012 nigdy nie przeszła w 100%. Próbowaliśmy wszystkiego co było w naszej mocy, by przywrócić „Marcycha” do sportu, ale niestety los zadecydował inaczej.
D: Jaki był Twój początek znajomości z Martinim? Skąd go masz i dlaczego właśnie on?
BS: W 2004 roku szukałam młodego konia. Mój Tata przypadkowo natknął się w Polsce na handlarza koni, który głównie sprzedawał konie do zaprzęgu, do Francji. Handlarz nie znał się na koniach ujeżdżeniowych, wiedział jednak, co znaczy dobry zad u konia, gdyż konie do bryczek takiego właśnie potrzebują. Powiedział Tacie, że ma takiego jednego ciekawego o imieniu 'Mroczek’. Powiedział, że ten koń ma świetny zad. Tata pojechał, nagrał go i przyjechał z tym nagraniem do mnie do Niemiec. Bardzo spodobała nam się motoryka ruchu i właśnie ten zad, dlatego stwierdziliśmy, że go kupimy. Ryzyko za duże nie było, gdyż kosztował nas 1500€. Był niezajeżdżony, moja decyzja zapadła tylko na podstawie opowieści Taty oraz nagrania.
D: Jaki był Martini jako młody koń?
BS: Martini był bardzo nieufnym koniem. Bał się człowieka. Poza tym nie bał się niczego innego, ale człowiek i bacik były dla niego dużym problemem. Trochę to trwało zanim udało mi się zdobyć jego zaufanie. Moi znajomi do tej pory wspominają nasz spektakularny wyskok z czworoboku i wspólny upadek ślizgiem na asfalcie. Mimo to zawsze było widać, że jest bardzo mądrym i szczerym koniem. On po prostu naprawdę potrafił się przestraszyć.
D: Kto pierwszy w niego uwierzył?
BS: Troszkę trudno to ocenić. Sądzę, że mój Tata. Ja jestem takim typem, co daje szansę każdemu koniowi, a w tamtych czasach nie miałam zbyt dużego wyboru, jeździłam na tym co miałam i bez szansy na przebieranie w koniach i nie mogłam sobie pozwolić na zbyt duże wątpliwości. Moja Mama miała chwile zwątpienia, gdy Marcych był w wieku 4 i 5 lat, gdyż naprawdę wtedy nie pokazywał żadnego talentu, w żadnym chodzie. Powiedziała raz: 'Boże, co myśmy kupili?’. Pamiętam nawet, że byłam z nim w wieku 5 lat w Polsce na 2 miesiące i Pan Dysarz powiedział, że Martini jest 'bez ruchu’- oczywiście absolutnie go rozumiem, gdyż była to w tym czasie gorzka prawda. Mój Tata jednak zawsze mówił, że Marcych jest fajny, „bo ten zad”.
D: Wasz pierwszy wspólny sukces?
BS: Nasz pierwszy wspólny sukces to nasze pierwsze zawody, które zaliczyliśmy pod koniec jego 5-tego roku życia. W tym czasie Martini powoli zaczynał dobrze kłusować. Był to konkurs Dressurpferde A. Nie miałam w ogóle pojęcia jak się takie konkursy jeździ, dla mnie była to totalna nowość startować w konkursie, w którym na czworoboku jest się w parze z innym koniem, ale jakimś cudem zajęliśmy 3. miejsce.
D: Wasz największy sukces?
BS: Największy sukces to 12 miejsce w finale Mistrzostw Europy w Rotterdamie w 2011 roku. To było chyba 4. czy 5. GP w moim życiu a 1. lub 2. GP Special, a za nami były sławy takie jak Hans Peter Minderhoud, Victoria Max-Theurer, Edward Gal, czy Valentina Truppa. To był szok!
D: Wspomnienie z Mistrzostw Polski we Wrocławiu, które na nim wygrałaś?
BS: Bardzo miło wspominam te MP. Szczególnie, że cała Rodzina była ze mną, a startowałam tam również w Małej Rundzie z Rubim, który jak teraz już wiemy, był wówczas godnym, dorastającym następcą Marcysia.
D: Martini w treningu – jego plusy i minusy, co było dla niego łatwe a co trudne?
BS: Martini w treningu to koń 100% walczący dla mnie i 100% chętny do pracy. Cały kłus, zmiany, pasaż były dla niego zabawa. Piaff i cofanie… To były punkty, które sprawiały nam trudności.
D: Londyn – jak wspominasz Wasz olimpijski występ?
BS: Niestety Londyn, poza tym, że był niesamowitym przeżyciem z punktu widzenia tysiąca niespotykanych sytuacji i rzeczy, których można doznać jedynie na igrzyskach – jak np. ceremonia otwarcia, wioska Olimpijska itp., nie były dla mnie pozytywnym wspomnieniem. Martini już tam miał problem, tylko nie wiedziałam, gdzie on tkwi…ale czułam, że coś z nim jest nie tak. Nie kulał, ale był matowy i zaczął się potykać. Dlatego trudno mi wspominać ten czas dobrze, były to również nasze ostatnie wspólne zawody.
D: Martini prywatnie – jak był/jest?
BS: Martini jest bardzo dumnym koniem, który wyraźnie daje nam do zrozumienia, ze on jest szefem i jeśli znajdzie czas, można go podrapać, jeśli nie, to trzeba go zostawić w spokoju :). Mimo to, jest to koń z olbrzymim sercem i jest nieprawdopodobnie mądry. Bardzo rzadko spotykałam się na swojej drodze z tak mądrym koniem.
D: Gdybyś mogła mieć „kolejnego” Martiniego – to czy coś byś w nim zmieniła?
BS: Może tylko o troszkę lepszego stępa bym poprosiła i o nieco większe kopyta, żeby mu było łatwiej. Poza tym absolutnie zero zmian!
D: Dziękujemy za rozmowę i proszę przekazać Martiniemu, że cała Polska dziękuje mu za te wszystkie emocje i wzruszenia, których dostarczały nam jego występy! Marcych, jesteś wielki!
Video:
CHIO Rotterdam, GP Freestyle:
Zdjęcia: z archiwum Beaty Stremler, Stefan Heister