Home»Lifestyle»Wywiady»Masaż konia – czy to ma sens? – wywiad z Filipem Wojtasem (Chiron – fizjoterapia weterynaryjna)

Masaż konia – czy to ma sens? – wywiad z Filipem Wojtasem (Chiron – fizjoterapia weterynaryjna)

1
Shares
Pinterest Google+
Konfigurator siodła - dobierzemy idealnie dopasowane dla Ciebie siodło

„Początkowo moje nastawienie było jak u większości: „ masaż konia? Po co? Czy to ma sens?” , gdy poczułem efekty , te pytania już nigdy nie wróciły”.  Postanowiliśmy poruszyć bardzo ważny temat w życiu każdego sportowca, więc także i naszych koni. O wypowiedź w kwestii fizjoterapii poprosiliśmy Filipa Wojtasa – zoofizjoterapeutę, technika weterynarii, od lat współpracującego ze Szpitalem dla koni Służewiec.

Dressage.pl : Filip, co skłoniło Cię do zawodu fizjoterapeuty koni?
Filip Wojtas: Historia rozpoczęcia mojej przygody z fizjoterapią koni była pewnie jak u większości dość prozaiczna. Kilka lat temu miałem problem z wdrożeniem do pracy mojego konia po kontuzji, niby od strony weterynaryjnej wszystko już było w porządku jednak czułem, że do końca coś „nie styka”. Miałem szczęście, że moim koniem zajmował się bardzo dobry lekarz weterynarii, który polecił mi skorzystanie z zabiegów terapii manualnej. Z perspektywy czasu myślę, że szczęście się mnie wtedy trzymało bo trafiłem na równie dobrą fizjoterapeutkę, która postawiła mojego konia „na nogi”, a takich ludzi niestety do dzisiaj jest jak na lekarstwo.
Tą znajomość cenię do dziś. Otworzyła mi oczy na możliwości jakie daje terapia manualna. W tym wszystkim nie ma czarów – to ciężka praca na strukturach miękkich. Początkowo moje nastawienie było jak u większości „ masaż konia? Po co? Czy to ma sens?” , gdy poczułem efekty te pytania już nigdy nie wróciły.
Od momentu mojego „pierwszego razu” z fizjoterapią koni do decyzji o rozpoczęciu szkoły fizjoterapii koni minęło kilka lat, które podświadomie budowały we mnie grunt aby powstał ze mnie fizjoterapeuta. Uważam, że moje wieloletnie powiązanie zawodowe z weterynarią koni oraz ze środowiskiem weterynaryjnym bardzo ułatwiło mi zgłębianie zagadnień z dziedziny fizjoterapii, podstawy były- znałem anatomię konia (śmiech).
Już na początku mojej fizjoterapeutycznej drogi zawodowej okazało się, że bardzo przydatne jest moje doświadczenie jeździeckie. Nigdy nie byłem zawodowym jeźdźcem, jednak od wczesnego dzieciństwa otaczało mnie grono zawodowców. Dzięki temu mam świadomość problemów z jakimi mierzą się jeźdźcy moich pacjentów.

Dressage.pl: Z jakimi końmi pracujesz?
Filip Wojtas: Rozpoczynając moja przygodę z fizjoterapią koni w głowie miałem plan aby zajmować się tylko fizjoterapią „pourazową” – wdrażanie koni po złamaniach, porażeniach nerwów itp. Nawet nie myślałem, że sprawy potoczą się w kierunku fizjoterapii koni sportowych. Gdy wieść, że zajmuje się zawodowo fizjoterapią rozniosła się wśród moich znajomych, wielu z nich prosiło mnie o pomoc z ich końmi sportowymi. Entuzjazm był u mnie słaby bo gdzie złamania , nerwy porażone?? Były konie którym na pierwszy rzut oka nic nie było, pięknie ruszające się, startujące wysokie konkursy ujeżdzeniowe. Jednak okazało się, że to właśnie ci sportowcy potrzebują największej pomocy z mojej strony, oczywiście nie mówimy tu o pomocy we wdrożeniu do ruchu np. po kontuzji. Chodzi tu o ułatwienie im pokazania pełni swoich możliwości ruchowych. Bardzo szybko okazało się, że „szlifowanie diamentów” jest czymś co chcę robić. Sprawy potoczyły się lawinowo, drogą pantoflową rozniosło się, że jestem na rynku i od pracy z końmi znajomych rozszerzyłem działalność dla większej „publiczności”. Osoby które mnie znają wiedzą, że nie przeznaczam dużych środków na marketing, nie mam na to czasu – pracuję. Poczta pantoflowa jest moim największych sprzymierzeńcem. Myślę, że to dobre miejsce żeby się do czegoś przyznać- mam bardzo małe doświadczenie w fizjoterapii koni rekreacyjnych. Od samego początku zostałem obdarzony wielkim zaufaniem i rzucony na głęboką wodę fizjoterapii koni sportowych. Początkowo były to głównie konie ujeżdżeniowe, dzisiaj jest ich pełen przegląd zaczynając od dresażu, skoki aż po powożenie.


Dressage.pl: Powiedz, co sądzisz o jednodniowych/weekendowych kursach masażu-czy są one pomocne?
Filip Wojtas:Kursy weekendowe to dla mnie ciężki temat. Myślę, że jest to bardzo dobry i bardzo potrzebny sposób na poszerzenie swojej wiedzy, która powinna być ugruntowana. Nie jestem przekonany czy w trakcie weekendowego kursu dla początkujących, prowadzący są w stanie przekazać wystarczającą wiedzę aby osoba „zielona” w temacie fizjoterapii była w stanie samodzielnie wykonać prawidłowo jakąkolwiek terapię manualną. Reasumując: weekendowe kursy doszkalające- super ważna sprawa! weekendowe kursy dla początkujących- nie koniecznie.

Dressage.pl: Często zdarza Ci się ratować konie po źle wykonanych zabiegach przez niewykwalifikowane osoby? 
Filip Wojtas: Rosnące zainteresowanie fizjoterapią zwierząt oraz nieuporządkowane kwestie prawne co do zawodu zoofizjoterapeuty w Polsce wykluwa wiele osób, które nie do końca powinny się tym zajmować zawodowo. Jeśli chodzi o terapię tkanek miękkich, masaż może się w najgorszym wypadku odbić niechęcią do dotyku konia i niesmakiem ze strony osoby, która za to zapłaci. Inaczej mają się sprawy, gdy osoby niewykwalifikowane biorą się za tzw. ”nastawianie koni”  – czyli nieudolnie próbują wykonać zabiegi chiropraktyczne. Chciałbym podkreślić, że takie zabiegi może wykonywać tylko lekarz weterynarii!!! Miałem przypadek klaczy, która bardzo długo nie pozwalała dotykać szyi po źle wykonanym zabiegu chiropraktycznym. Niewyobrażalne jest dla mnie aby terapeuta nie oglądał swojego pacjenta w ruchu przed rozpoczęciem terapii, to bardzo ważne aby poznać biomechanikę pacjenta w ruchu luzem. Trzeba wiedzieć z czym się walczy <śmiech>. Po mojej terapii zawsze zostawiam zalecenia indywidualne dla każdego pacjenta co do użytkowania przez pierwsze kilka dni, konie po terapii manualnej potrzebują trochę czasu aby móc poczuć się pewnie w nowej sytuacji ruchowej, każdy z nich reaguje indywidualnie na taką zmianę.

Dressage.pl: Z jakimi problemami u koni najczęściej masz do czynienia? 
Filip Wojtas: Każdy koń to inny przypadek, inna historia i często inny jeździec. Śmiem twierdzić, że to my jesteśmy najczęstszymi problemami naszych koni. Bardzo często spotykam się z sytuacją, w której to zła jazda jest głównym problemem zaburzeń biomechaniki ruchu u konia. Dlatego też bardzo cenię współpracę z jeźdźcami najwyższej klasy, szukając problemu u danego konia mogę przynajmniej w dużym procencie wykluczyć złe użytkowanie konia. Uważam, że osiągniecie poprawności ruchu konia a co z tym idzie sukcesu nie jest możliwe bez zaufanej osoby, która ogląda parę z ziemi- nic w tym odkrywczego, ale to bardzo ważne nawet dla fizjoterapeuty. Jedne z najczęstszych problemów jakie spotykam to przeciążenie newralgicznych punktów u konia, zapalenie więzadła biodrowo -krzyżowego w zadzie, przeciążenie mięśnia ramienno-głowowego u koni pracujących zbyt długo w ciasnym i wysokim ustawieniu oraz zapalenie i nadwyrężenie więzadła karkowego i nadkolczystego u koni które maja problem z plecami, jest to częsty objaw syndromu KSS.

Dressage.pl: A jak wygląda sytuacja z nieprawidłowo dopasowanym sprzętem?
Filip Wojtas: To że sprzęt powinien być indywidualnie dobrany dla każdego konia nie podlega dyskusji. Najlepiej byłoby aby robiły to osoby odpowiednio wykwalifikowane w tej dziedzinie. Jazdę w niedopasowanym sprzęcie porównuję do tańca w za dużych lub za małych butach, coś tam „utupiemy”,  ale długo nie trzeba czekać na potknięcie. W przypadku siodła ma to ogromne znaczenie –  jest to przecież łącznik pomiędzy jeźdźcem a koniem. Jego złe dopasowanie połączone z ciężarem jeźdźca niesie opłakane skutki dla końskich pleców. Chciałbym poruszyć jeszcze temat dopasowywania siodeł – jest to odrębna dziedzina i uważam, że nie powinien zajmować się tym fizjoterapeuta . Oczywiście powinien posiadać wiedzę i zdolność ocenienia czy dany sprzęt jest dobrze dopasowany żeby z czystym sumieniem móc zostawić pacjenta z tym co ma bądź zaproponować zmiany. Nikt z nas nie jest alfą i omegą, uważam, że człowiek nie jest w stanie być specjalistą w każdej dziedzinie. Ja- nie jestem. Dlatego gdy pojawiają się wątpliwości co do dopasowania siodeł moich pacjentów odsyłam ich do współpracujących ze mną saddlefitterów. Wiem, że poświęcili lata aby posiąść wiedzę którą mają i szkolą się bezpośrednio w kierunku dopasowywania siodeł. W przypadku gdy nie jestem pewny moich „osądów” kieruję się zasadą „najważniejsze- nie szkodzić” i odsyłam do specjalistów w danej dziedzinie.

Chciałbym złożyć podziękowania na ręce wszystkich jeźdźców, trenerów i właścicieli koni z którymi mam zaszczyt

„ szlifować diamenty”.

Filipie dziękujemy za bardzo miłą rozmowę!

Zdęcia: archiwum Filipa Wojtasa, autor: Monika Rykowska

Previous post

Kiry - pasja, hobby i praca - 2 część wywiadu z Marcinem Kuralem

Next post

Propozycje - Cavaliada Lublin 31.01-02.02.2020